
Rano plaza, po poludniu wrocilysmy do naszego "domku na drzewie", zmozyl nas sen.
Obudzilysmy sie o 23, glodne oczywiscie. wychodzimy, knajpy otwarte, ale kuchnie juz skonczyly prace. Ale! na rondzie stoja wozki z jedzeniem! Idziemy, stoi ich chyba z szesc, hura! A kazda z nich serwuje grillowane: zaby, weze, swierszcze(?) mrowki, kurze lapki, kurze embriony, cos w rodzaju ostryg, suszone: ryby, kalamarnice i inne miesa. wszystko nizbyt ladnie pachnie. Skapitulowalam, poszlysmy do sklepu calodobowego (dzieki Ci Panie!) i kupilam mleko (litr za jedyne 2 $ !!!) i musli.

Zosia teskni, za Jezusem, za bialym serem i za cala rodzina oczywiscie, lacznie ze zwierzetami
a deszcz pada regularnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz