wtorek, 30 czerwca 2009

at the seaside


No to jestesmy nad morzem. Sihanoukville, oszukali nas, plaze wcale nie sa tu takie jak w Tajlandii.
Nie ma palm, tylko jakies lisciaste krzaczory, prawie jak w Polsce :D
Ale woda ma cudowna temperature i kolor i dno jest piaszczyste.
Poza tym plaza oferuje cala game wszelakich uslug. Mozna kupic rozne pamiatki (bransoletki, naszyjniki, okulary p-slon., ) sprzedawane jest rowniez jedzenie (mmmm...lobster na lunch za jedyne 2 $, a na zdjeciu pani z Vietnamu, ktora serwuje przepyszne Sajgony oraz Nudle za pol dolca)
oraz...uslugi kosmetyczne (sic!)
Przepieknie ubrane panie oferuja masaze, manicure i pedicure oraz...depilacje...nitka!
wyglada to tak :D

piątek, 26 czerwca 2009

i love cambodia

Od wczoraj Kambodza. samolot o swicie z luang prabang, cztery godziny nad "apokaliptycznym" krajobrazem. pola ryzowe (wreszcie!) podzielone na poletka z gory wygladaja jak lustrzana mozaika, w ktorej odbijaja sie chmury i slonce. deszczu nadal nie ma, chociaz...czy mi sie wydaje, czy odglosy burzy mnie dochodza?...okaze sie za chwile.
na lotnisku inwazja swierszczy, normalnie chodza miedzy pasazerami) w porownaniu z poprzednimi krajami robali jest tu zatrzesienie (moze oni ich po prostu nie jedza).
Siem Reap na pierwszy rzut oka wyglada na o wiele biedniejsze od Luang Prabang, ulice maja troche asfaltu, ale glownie skladaja sie z piachu i jakiegos gruzu, ale w bankomacie mozesz wyplacic us dolars i wszystkie ceny sa w dolarach, jest duzo luksusowych hoteli, w bocznych uliczkach po podworkach biegaja zupelnie nagie dzieci, wiekszosc ludzi mowi po angielsku (w Laosie byl ogromny problem, ani po ang, ani po franc).
o! Zosia mowi, ze kropi!
Od wczoraj eksplorujemy Angkor, wrazenie ogromne, co tu pisac...

środa, 24 czerwca 2009

Znajdz Zosie w Laosie!

Wstap na jednego


Spedzamy czwarty dzien w Luang Prabang. Wczoraj lalo! Juz sie ludzilam, ze wystarczylo wspomniec o tym, ze nie pada i od razu zaczelo, ale byla to radosc przedwczesna - dzis znowu nic.
Dzis poszlysmy na obiad do knajpki na przeciwko Vat Visunnarat. Zadnej reklamy, tylko dwa stoliki przed domem. Pani gotuje wspaniale tanie zupy, a pan podaje wysmienita lao cafe. Lokalsi zachwycaja sie uroda Zosi i Ignasia. "Bjutiful, bjutiful" "Krasawica" uslyszalam nagle! Pan wlasciciel uslyszal jak rozmawiamy z Zosia i przypomnialo mu to jezyk w ktorym studiowal pare lat temu, czyli rosyjski. I zaczelismy rozmawiac po rosyjsku!!!! To bylo niesamowite! Szczegolnie, ze obok siedziala grupka mlodziezy z Colombii i byli przekonani, ze rozmawiamy w LAO. :D
Zrobilam na nich ogromne wrazenie, a ja to lubie ;-).
Wieczorem trafilysmy z Zosia na wspanialy nocny targ z jedzeniem. Ryby, kurczaki, warzywa i nawet ZIEMNIAKI! Zosia sie najadla. O piatej rano wstajemy i lecimy do Kambodzy.


poniedziałek, 22 czerwca 2009

apgrejd part 2 : slow boat mekong





maly apgrejd

ostatnie chwile w Chiang Mai.

W drodze do granicy z Laosem i... luksusy na granicy ;-)

niedziela, 21 czerwca 2009

W Laosie pora deszczowa...bez deszczu.

Jestesmy w Laosie, Luang Prabang. Podroz lodzia to kolejne (po pociagu) wyzwanie, ale bardziej dla rodzicow. Dzieci znow bawily sie swietnie, Aldona byla wytatuowana od stop do glow...Nocleg w miescinie bez elektrycznosci, wylaczaja o...polnocy? Z jedzeniem lokalnym jest slabo, bo nawet jak zamawiasz "not spicy" to i tak jest spicy, wiec dzieci jada na pankejkach i spagetti i jajecznicy i jogurtach. W LP zostajemy do 24 czerwca, potem Ignas do Bangkoku, a Zosia do Kambodzy.
Nie mozna tu nic wrzucac do sieci, wiec na razie zdjec nie ma.

środa, 17 czerwca 2009



Jeszcze w poniedzialek szybkie zwiedzanie Wielkiego Palacu, wieczorem pociag do Chiang May! Wreszcie zadnych spacerow!!!! Ucieszyly sie dzieci. Ale i tak to co zobaczyly przeroslo najsmielsze oczekiwania kazdego z nas.
W Chiang May leje co najmniej dwa razy dziennie.
Wieczorem Safari dla dzieci, jutro w poludnie to Laos by boat.
trzydniowa wyprawa, najpozniej za trzy dni nowy wpis, moze uda sie wczesniej.
Trasa: pierwszy nocleg Chiang Khong, na granicy a nastepnego dnia dwa dni splywu Mekongiem do Luang Prabang.

poniedziałek, 15 czerwca 2009

nigdzie nie ma fotoszopa i najfajniej jest w hotelu







Porzadek ze zdjeciami zrobie pozniej, na razie pogladowe ;-)

Bangkok yeah!

Na poczatku przepraszam wszystkich, ktorzy niepokoja sie o swoje dzieci, wnuki itd., ze od dwoch dni nie dawalysmy znaku zycia. Internet jest tu co krok, nie ruinuje kieszeni, ale nie przypuszczalysmy ze tu bedzie tak fajnie ;-) !!!
Ciezko opisac wrazenia, nieunikajac nasladownictwa, banalu i zawodu czytajacych, ze jakies suche informacje podaje. Zwiedzamy Bangkok, szybko, szybko, bo to tylko dwa dni. Po powrocie do hotelu padamy jak muchy.
Mam notesik przy sobie i zapisuje wrazenia, oto one: filmy Wong Kar Wai'a, cicha wesola muzyczka z niewidzialnego zrodla, spokoj, halas, mrygajace ekrany komputerow, milosc na ulicy, bogactwo smakow, mnisi, mlodziez amerykanska, zmeczone dzieci, bezsenna noc, dzungla za oknem, ptaki cwierkaja, pija koguty, ulewa, sen.


Wszystko jest w porzadku, mamy ladny hotel, nie okradli nas jeszcze, jest troche goraco, ale za chwile w polsce bedzie tak samo. codziennie leje deszcz. Zaraz pociagiem sypialnym jedziemy do Chiang May, tam planujemy okolo cztrech dni, a potem laos. jest duzo wrazen, przepiekna kultura, niesamowita architektura, swiatynie, kuchnia---> cos niewyobrazanego dopoki sie nie sprobuje. Na rzie naprawde stac mnie tylko na maksymalnie dwuwyrazowe impresje. Moze to zdanie najlepiej odda co czujemy: zalujemy ze nie ma Was tu z nami.

czwartek, 11 czerwca 2009

Będzie ciężko...ale kolorowo.


Obrazek z wczoraj, na szczęście zmieściła się tylko połowa. Czy prowadzą gdzieś kursy praktycznego pakowania? Zawsze mam z tym problem i zawsze jest nie tak, albo wezmę za dużo, albo za mało i potem przez cały urlop piorę (tak jak w zeszłym roku). Trochę się denerwuję, samoloty spadają, paszporty się zawieruszają, głowa w chmurach.
Wylot jutro, 12.06.2009 o 10.10 do Kijowa, stamtąd o 14 już do celu. Zdecydowałam się na Kijów, mimo niemiłego incydentu dwa lata temu. Za poźno odprawiłyśmy się w Kijowie (międzylądowanie w drodze do Stambułu) i nasz bagaż, mimo że nadany w Warszawie do Stambułu, został na cztery dni na Ukrainie. Zobaczymy jak będzie w tym roku. Ha, ha.

wtorek, 9 czerwca 2009

Wala? to ja:)

Ponad miesiac temu weszlam do Megi do montazowni i zobaczylam ze obok kompa lezy przewodni Tajlandia Pascal?!
(czy jakos tak). Pytam. Jedziesz do Tajlandii?
Meg: Tak
Ja: Zaje.... hmmmm, Wiesz co, Jadeęę z Tobą.
Meg: Jedziesz ze mną?
Ja: Tak, jadeeee.
Meg: Zaje...... wariatko!


.... i trzy dni pozniej mialysmy kupione bilety do Bangkoku.... i tak sie zaczeło.... O Jezu to juz ten piątek, TAK dokladnie ten piątkiem. Jedziemy, My dwie i nasze Dieciaki. Podróż pod hasłem Ignaś i Zosia przez Azję.
Tak to wymysliła Meg i rzeczywiscie brzmi jak Bolek i Lolek dookoła świata :).

Powiedzialam Meg, ze jestem juz spakowana, ale tak naprawde juz piaty raz sie pakuju i caly czas marudze. Bo jeszcze musze to, tamto i pierdziamto..., No, nie znowu za cieżko. KUUURDE za nim wyjade to sie wykoncze!!

Apteczka, sreczka...spodenki, bluzeczka ..ble, ble, ble zadna ze mnie podrozniczka.

Byle do piatku


Help me

poniedziałek, 8 czerwca 2009

byle do piątku...

Dzień wyjazdu nadchodzi, a wraz z nim "przedwyjazdowa gorączka". Wydaje mi się, że miesiąc, to za mało, żeby spokojnie obejrzeć to co chcę, że coś źle zaplanowałam itd. Nie zaczęłam się pakować, wczoraj zorientowałam się, że gdzieś zapodziały mi się paszporty...przez chwilę było gorąco.
Dzwoniła Wala i powiedziała, że już się spakowała, ale pewnie będzie musiała zrobić to jeszcze raz.
Zosia cieszyła się z wyjazdu, ale wczoraj, po wizycie u taty powiedziała, że nie chce jechać, bo będzie gorąco i że woli z tata w góry. Sama sobie zazdroszczę tego wyjazdu, hehe.

piątek, 5 czerwca 2009

L A R I A M

Wczoraj wieczorem (4.06) zażyłyśmy Lariam. Po kolacji, potem szybkie mycie i do łóżka. Spać...
Tak miało być. Oczywiście obawiałam się, że Zosia źle będzie znosić ten lek. Godzinę czytałam bajki, potem Zosia wyrecytowała mi, wraz z inscenizacją, swoją rolę w przedstawieniu przedszkolnym, zaśpiewała wszystkie piosenki, wyrecytowała role koleżanek. - Okej! - powiedziałam - A teraz spać! Przecierając ze zmęczenia oczy ruszyłam do swojego pokoju...patrzę, a Zosia już w nim jest, z poduszką pod pachą, uśmiechnięta. Powiedziała, że jeszcze poczyta ze mną przewodnik...
Przez kolejne 40 minut bawiła się z kotem, łaskotała mnie i robiła fikołki (seriooo). Z reguły jest żywa, ale chyba nie aż tak...
A może to ja byłam umęczona?
Ale na pewno jest to lepsza reakcja, niż smutek, ból, złe samopoczucie. Ciekawe jak Ignaś i Aldona?